Stwierdzenie „Netflix robi to źle” wraca do mnie w tym roku niczym męcząca czkawka. Szczerze mówiąc już mnie nudzi, gdy po kolejnej premierze muszę znów powiedzieć to ponownie, mając oczywiście świadomość, że Netflix dużo częściej skupuje z rynku filmy niszowe, niż sam je robi. Patrząc na majowe premiery science-fiction w filmie „Anon” upatrywałem kandydata do najciekawszej fabularnie produkcji tego miesiąca. Oczywiście się zawiodłem.
- Tytuł: Anon
- Premiera: 3 maja 2018 (Grecja); 4 maja 2018 (Polska – Netflix)
- Reżyseria i scenariusz: Andrew Niccol
- Zobacz zwiastun»
Fabuła / Opis
Akcja filmu „Anon” toczy się w dużej aglomeracji w niedalekiej przyszłości. Każdy członek społeczeństwa jest pozbawiony prywatności i anonimowości. Prywatne wspomnienia są rejestrowane, co przyczyniło się do radykalnego spadku przestępczości. Oficer policji, Sal Frieland (Clive Owen), wierzy w system i próbuje rozwiązać serię morderstw. Ich świadkiem jest pewna, młoda kobieta (Amanda Seyfried). Bohaterka żyje jakby poza systemem – nie ma tożsamości, ani zarejestrowanej historii. Wszystko wskazuje na to, że może być kolejną ofiarą mordercy. Jej spotkanie okaże się ogromnym zwrotem w życiu policjanta, który będzie zmuszony do przewartościowania swoich priorytetów.
FILM ANON (2018) – RECENZJA / OPINIA
Twórca filmu „Anon”, Andrew Niccol, był reżyserem doskonałego filmu science fiction „Gattaca – szok przyszłości”, a także scenarzystą pamiętnego „Truman Show”. Sądząc po dobrej obsadzie oraz po obiecującym zwiastunie, mogliśmy spodziewać się intrygującego thrillera science-fiction. A jak wyszło?
Cóż, po przeczytaniu zarysu fabuły, można wnioskować, że pomysł na film jest dobry i ma spory potencjał. Poznajemy bowiem przyszłość, w której pojęcie prywatności ewoluowało i tak naprawdę już jej nikt nie posiada. Optyczna technologia pozwala w locie rozpoznać jakiegokolwiek człowieka i wyświetlić podstawowe informacje o nim, każdemu kto daną osobę widzi. Wszystko i wszędzie jest monitorowane, nagrywane oraz dostępne online. Ludzie moją możliwość wyświetlania zarejestrowanych obrazów ze swojej przeszłości i mogą to uczynić w dowolnym momencie. Jak się okazuje nie jest to system idealny, gdyż można zmieniać nie tylko wspomnienia, ale i obraz rzeczywisty oraz nimi manipulować. Wystarczy jedynie być genialnym hakerem.
Tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt i swoiste deja vu. Tematyka zapisywania wspomnień i ich modyfikacji została już wykorzystana w bardzo podobny sposób w thrillerze „Rememory”, który debiutował na Google Play w zeszłym roku. Zatem to samo, ale inaczej? Takie odniosłem wrażenie.
Różnica między dwoma tymi filmami dotyczy przede wszystkim dostępności tej technologii – w „Rememory” była dopiero prototypem, w „Anon” jest powszechnie używana, sprzężona z ciałem i nie wymaga noszenia urządzeń. Oba filmy opowiadają zatem o podobnej technologii i jej konsekwencjach, podchodząc do tematu w inny sposób. „Anon” jednak w tym porównaniu wypada znacznie gorzej, głównie przez słabe wykonanie, a w szczególności przez niestety słabiutki scenariusz.
Postać hakerki o pseudonimie Anon (Amanda Seyfried ) ogólnie wypada jeszcze przyzwoicie, ale głównie ze względu na szczątkowe informacje o niej, jakie dostaje podczas trwania całego filmu. Tajemnica zawsze jest pociągająca. Dodatkowo jest to bardzo konkretna kobieta, wie czego chce (a raczej czego nie chce) i dysponuje talentem, który pozwala jej to osiągnąć. Niestety każdy kij ma dwa końce. Ukrywanie wiedzy o niej nie pomaga lub wręcz szkodzi całej produkcji, gdyż nie poznajemy nic, co pozwoliłoby nam zrozumieć jej motywację. Aktorka także gra wyjątkowo oszczędnie emocjonalnie, co dodatkowo utrudnia widzowi zrozumienie motywów kierujących tą postacią.
Wątek detektywa Sala (Clive Owen) wypada jednak znacznie gorzej. Odniosłem wrażenie, że scenarzyści cierpieli na niemoc twórczą kreując główną postać filmu. Niezależnie czy zajmiemy się prywatnym życiem Sala, jego rodzinnymi wspomnieniami i rozmowami z byłą żoną, czy też skupimy się na jego problemach w pracy – sztampa, sztampę, sztampą pogania. Jest potwornie nudnie i co gorsza wtórnie do kwadratu, a kolejne dialogi czy wątki nie wnoszą do fabuły nic konstruktywnego.
Niestety nawet Clive Owen nie potrafił uratować tak słabo rozpisanej postaci. Co gorsze porusza się on na planie niczym człowiek w depresji. Jest wyjątkowo znudzony lub wręcz zniechęcony, jakby odgrywana rola nie posiadała w sobie nic, co mogłoby wzbudzić w nim aktorską iskrę. Przykry obowiązek, nic więcej.
Jeżeli ktoś z czytelników stwierdzi, że ekspresyjne wyjałowienie w grze aktorskiej wynikało z pomysłu reżysera na film i jego „klimatu”, mógłbym przyznać mu rację, ale tylko wtedy, gdyby całościowo obraz potrafił się obronić. A tak się nie stało. W przeszłości mieliśmy przyjemność oglądać wiele produkcji o inwigilowanym społeczeństwie, gdzie mimo ograniczonej ekspresji aktorów, aż kipiało od emocji, a całość potrafiła wciągać. Niech za przykład posłuży chociażby „Equilibrium”.
Kolejnym mankamentem filmu „Anon” jest wizualizacja nagrań wspomnień, czy też obrazu rzeczywistego rejestrowanego przez technologiczne oko. Obraz ten jest zupełnie nienaturalny. Z jednej strony możemy cieszyć się, że nie doświadczamy trzęsawki rodem z found footage, z drugiej jednak strony potwornie wolne i statyczne prowadzenie kamery, w żaden sposób nie odpowiada faktycznemu widokowi z pierwszej osoby. To jest tak sztuczne, że aż razi, szczególnie w momencie, gdy rejestrowana osoba chwyci za broń. Pistolet tkwiący gdzieś pośrodku ekranu oraz często niewidoczne przedramię – to wszystko przypomina pierwsze gry FPS, czyli shootery sprzed 20. lat. Porażająco-tragiczny efekt.
Jedyną jasną stroną filmu „Anon” jest wizualne tło rozgrywania się historii, parę ciekawych kadrów, zwłaszcza ujęć złapanych w pomieszczeniach oraz stylistyka świata, wzorowana na latach 60-tych poprzedniego wieku. Przedstawiony świat jest stonowany kolorystycznie, jakby wręcz wyprany z kolorów, oraz mocno kontrastowy. W niektórych momentach filmu, jak np. w scenie, w której Sal zapala papierosa w swoim mieszkaniu i zanurza się w rozmyślaniach, można poczuć specyficzny klimat kina noir, obecny np. w nowych odsłonach gry „Deus Ex” czy słynnym klasyku „Blade Runner”. Jednak tych scen zliczymy na palcach jednej ręki, chociaż nawet i z tym mógłby być problem.
Film „Anon” mocno rozczarowuje, jest dziełem z fatalnie rozpisanymi, nieumotywowanymi oraz sztampowymi postaciami. Nie zdziwiłbym się, gdyby wielu z Was usnęło w jego trakcie. Nie znajdziemy tu wartkiej akcji, nie znajdziemy ciekawej intrygi, nie znajdziemy w zasadzie nic, co godne będzie zapamiętania, poza jedynie interesującą stylistyką tła rozgrywania się nudnej i wtórnej historii. Twórcy chyba zdawali sobie sprawę jaką emocjonalną pustkę stworzyli na ekranie, gdyż próbowali pobudzić widza tanimi chwytami w postaci golizny, która nad wyraz często wskakują na główny plan. To jednak nie pomogło, a wręcz przeciwnie – uwypukliło wady filmu.
Nie zrozumcie mnie źle, jestem miłośnikiem kina niezależnego, często lubię obejrzeć film ze spokojną narracją, zagłębiając się w ulubiony fotel i popijając herbatę z miodem, starając się wczuć w specyficzny klimat filmu. W przypadku „Anon” miałem jednak odczucie tylko straconego czasu. Osobom zainteresowanym aspektem technologicznym zapisywania wspomnień polecam znacznie lepszy film „Rememory”.
OCENA :
dr Gediman
Zwiastun / Trailer
Oficjalny trailer trafił do sieci 17 kwietnia 2018:
FILMY SCI FI 2018 – PEŁNA LISTA»
Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 8 Średnia: 4.5]